Darłówko i po Darłówku. Niby tak samo, a jednak zupełnie inaczej. Tradycją lat ubiegłych pod koniec sierpnia uczestniczyliśmy w obozie sportowo-rehabilitacyjnym w Darłówku. Spędzililiśmy tam 11 dni, które zapewne zapadną Nam w pamięci na lata, nie tylko ze względu na przestrzegane zasady związane z pandemią, lecz przede wszystkim ze względu na panującą atmosferę o którą dbali zarówno uczestnicy, jak i wychowawcy.
Co prawda pogoda Nas nie rozpieszczała, lecz nie pokrzyrzowała planów na tyle, aby zrezygnować z kilku dni spędzonych na plaży, corocznego rejsu statkiem.Odmiennie w stosunku do roku ubiegłego, zdecydowaliśmy się na zmianę z "Króla Eryka I" na "Unicusa". Na szczęście zmiana okrętu nie odstraszyła kilku Naszych śmiałków, Dawida, Oskara, Mateusza, Bartka oraz Rafała, którzy i w tym roku zdecydowali się na przejęcie sterów na pełnym morzu. Nie ma obozu bez integracji, a jak integracja to tylko w rytmach disco, których w tym roku nie zabrakło,gdyż mogliśmy się wytańczyć na dyskotece dwukrotnie. Ta druga pod koniec obozu była o tyle wyjątkowa, gdyż była okazją do podsumowania całego obozu, powspominania pierwszych wyjazdów do Darłówka, wręczenia pamiątkowych dyplomów uczestnictwa. Miłym zaskoczeniem okazały się pamiątkowe kubki dla uczestników z ich zdjęciem portretowym. Mamy nadzieję, że herbata wypijana z takiego kubka, pozwoli wszystkim wracać w myślach do tamtego miejsca i tamtych wspomnień, kiedy tylko najdzie Nas ochota. Wspominając wieczorne atrakcje warto nadmienić o wspólnym ogniskowaniu, kiedy to był czas na piosenki takie jak "Stokrotka" czy "Plastikowa biedronka" itp. W tym roku przy ognisku czuliśmy się jak na jakimś all inclusive, za sprawą syto zastawionego stołu, na którym królowała kiełbasa, karkówka oraz kaszanka. Kto byl z Nami w roku ubiegłym, zapewne pamięta bardzo energiczny pląs "Płyną statki z bananami w siną dal", który staraliśmy się w tym roku powtórzyć, lecz z większą precyzją oraz szybkością. Gdyby tego było mało, w tym roku poznaliśmy kolejny z kategorii ruchowych - energicznych, "La pik, za czok... . Co prawda na koniec ogniska zabrakło piosenki "Ogniska już dogasa blask", lecz dzięki atmosferze na nim panującej, mogliśmy poczuć się jak w harcerskiej wspólnocie, gdzie przeważał uśmiech na twarzy oraz wzajemna pomoc. Jako że był to obóz sportowy, naszym planom codziennie towarzyszyły zajęcia na basenie oraz spacery rekreacyjne w najróżniejsze zakątki Darłówka oraz okolic. Udało nam się dotrzeć pieszo do Darłowa, rowerem 4 osobowym w kierunku Jarosławca. Nie ominął nas też spacer ścieżką przyrodniczą w Darłówku Zachodnim przy blasku zachodzącego słońca. Pewnego deszczowego popołudnia za sprawą Pana Tomka oraz Pana Mikołaja mogliśmy stanąć do rywalizacji niczym na najbardziej profesjonalnym turnieju gry w boccie. Były okrzyki radości ale i złości, lecz wszystkich w dobry nastrój wprowadzali dopingujący koledzy i koleżanki. Nie ma co się dziwić, że po tak zawziętej walce w boccie, postanowiliśmy wybrać się na kręgielnie przy Hotelu Jan w Darłówku. Ciekawym urozmaiceniem w tym roku była wizyta w parku rozrywki, w trakcie którego, jeździliśmy elektrycznymi samochodzikami, kręciliśmy się na breake dancer czy najbardziej zwariowanej karuzeli no limit. Kilkoro uczestników wspominało, że ten wieczór w wesołym miasteczku zapamiętają na wiele lat, gdyż była to ich najodważniejsza decyzja i pokonali tym sposobem swoje słabości.
Z wielką przyjemnością możemy wszystkich zapewnić, że mimo obowiązujących zasad da się bezpiecznie dbać o odpoczynek, nawet podczas spacerów czy wizyt w lodziarniach oraz kawiarniach. Mamy nadzieję, że smak lodów oraz gofrów czy shake'ów wystarczy Nam do przyszłego roku.